- Gratuluje wszystkim przejścia do następnej tury. Cieszę się, że zostało was aż tylu, bo, jak wiecie, moje grupy zazwyczaj nie przechodzą. Niedługo opuści nas kolejna liczba osób, a potem zobaczymy, kto zostanie pełnoprawnym Nieustraszonym. Nie wytłumaczyłem wam na czym będzie polegać ten etap. Nie powinienem wam tego mówić, ale jestem taki miły i zdradzę trochę tajemnicy. Otóż sprawdzimy waszą psychikę. Największe lęki znajdujące się w waszej głowie - na samą myśl o nich, włoski stają mi dęba. - Ale to nie dzisiaj. Na razie macie wolne, jutro stawcie się tutaj o tej samej porze. Myślę, że nauczyliście się wstawać wcześnie! - unosi rękę do góry w geście pożegnania, a my wychodzimy. Czuję się dość dziwnie, boję się tych ćwiczeń. Nie umiem ocenić swojej psychiki, ale chyba jest dobra. Zobaczę jutro, chcę tylko przejść pobyt w Nieustraszoności i wylądować na dobrym miejscu. Zauważam, że jakaś starsza dziewczyna podchodzi do Laury i zaczyna umawiać się na spotkanie. Laura zawsze zadaje się z starszymi członkami frakcji, imprezuje i w ogóle. Docieram do naszej sypialni, czyli starego pokoju z jedenastoma łóżkami. Chropowate ściany, podłoga i sufit. Jedna słabo świecąca lampa. Po jednej z półek dla każdego. Kiedyś trener mówił nam, że, jak przejdziemy nowicjat, to będziemy mieć dużo lepsze mieszkania. Zauważam tablicę z podsumowaniem etapu pierwszego. Doskonale pamiętam to wrażenie, gdy zauważyłem, że jestem na pierwszym miejscu. Jeszcze większe zdziwienie było, gdy Ed zajął drugie, a dopiero trzecie zdobył Arthur. Rzucam się na swoje łoże sprawiając, że ono się załamuje. Wybucham śmiechem. Super. Jeszcze tego mi brakowało.
- Przytyło ci się! - chichocze Elly. Prawdę mówiąc, to dawno z nią nie rozmawiałem. Kiedy mieliśmy okazje, to mój odwieczny wróg ją zabierał i tyle z tego było. Na mojej twarzy pojawia się banan. Kiedyś byliśmy najlepszymi przyjaciółmi...
- Też uważam, że w Erudycji nie karmiono nas zbyt dobrze. A tutaj... to zupełnie co innego - marzę o hamburgerze, cieście Nieustraszonych. - Która godzina? - Brunetka spogląda na zegarek i informuje, że dziesiąta. Zrywam się z miejsca, ciągnę ją za sobą i pośpiesznie wbiegam do jadalni. Siadam przy stole, nakładam sobie na talerz kilka dużych kawałów czekoladowego ciasta i zaczynam je łakomie spożywać.
- Matko boska! Taki głodny byłeś? - Shelly Waters pochodząca z Prawości, rozszerza oczy ze zdumienia. Szczerzę się do niej i powracam do tej wspaniałej czynności jaką jest jedzenie. Po skończonym posiłku, wszyscy się rozchodzimy, a ja siadam nad przepaścią wsłuchując się w odgłos wody uderzającej o skałę i ochlapującej moje gołe nogi. Kilka kropel dosięga moich czarnych włosów, teraz mokrych. Chciałbym wrócić do ojca mimo tego jaki dla mnie był. Ale, czy on chce zobaczyć mnie? Zamykam oczy, ogarnia mnie ciemność. Otwieram je ponownie. Widzę wszystko, jednak niedługo tak nie będzie. Niczym potwór, pożre nas wszystkich, będziemy bezbronni. Ponownie zakładam swoje svolony, powstaję i ruszam przed siebie. Przede mną pojawia się szatyn z oczami koloru morza.
- Cześć, Percy - mówię obojętnie.
- Hej, hej - wita się energicznie. Jest jakiś pobudzony. Dowiaduje się, dlaczego dopiero, gdy omija mnie co chwilę się zakręcając i śpiewając jakąś piosenkę. Kręcę głową i idę do Jamy, głównej siedziby Nieustraszonych. Ludzie zjeżdżają po poręczach, krzyczą, tańczą, piją. Postanawiam wykorzystać te wolne godziny i odwiedzić swojego ojca. W końcu możemy wychodzić na inny teren bez żadnej opieki. Przebiegam przez oświetlony korytarz, wyskakuje przez okno na dach, a potem na twardy beton. Wyciągam jabłko, jedyne jedzenie, które wziąłem ze sobą i zaczynam je spożywać. Nagle zza rogu wyskakuje trzech bezfrakcyjnych. Wszyscy ubrani są w stare łachmany, są brudni i śmierdzi od nich na kilometr. Ściskam lśniący nóż, który mam w prawej kieszeni kurtki. Jeden z nich biegnie w moją stronę, wyciągam ostrze i zatapiam je w nodze przeciwnika. Upada, wije się z bólu i zalewa krwią. Nie chcę go dobijać, wtedy zostanę mordercą, a tego boję się najbardziej. Spoglądam na pozostałą dwójkę. Jeden puszcza broń i zaczyna uciekać, a ostatni postanawia być taki waleczny, że zaczyna walczyć o głupie jabłko. Podcinam mu nogi i kopię w żebra, czuję, że one się łamią. Nie wiedziałem, że mam taką siłę! W końcu mężczyzna po czterdziestce nie jest zdolny do walki, więc odgryzam kawałek jabłka i ruszam dalej. Ulice są ruchome, co chwilę przejeżdża jakiś samochód. Zaczyna kropić, na moje brązowe włosy spadają krople deszczu. To chyba nie jest mój fartowny dzień. Zakładam kaptur na głowę i przyśpieszam kroku. Docieram pod mój dawny dom, pukam do drzwi, otwiera je zdziwiony ojciec.
- Cześć... - zaczynam niepewnie, a on mocno mnie przytula. Uśmiecham się, czuję, że po jego twarzy spływają łzy. Zaprasza mnie do środka, ściągam buty i wchodzę do salonu, w którym praktycznie nic się nie zmieniło. Siadam na kanapie i obserwuje jego poczynania. Zaparza herbaty, kładzie je na stoliku i ogląda mnie jakby nie widział od kilku lat.
- Zmieniłeś się - zauważa. - Co to za krew?
Dopiero teraz widzę, że moja kurtka jest we krwi tych bezfrakcyjnych. W Erudycji uczono nas, żeby ich ignorować, jakby nie byli niczego warci.
Dopiero teraz widzę, że moja kurtka jest we krwi tych bezfrakcyjnych. W Erudycji uczono nas, żeby ich ignorować, jakby nie byli niczego warci.
- Krew bezfrakcyjnych - odpowiadam z nutą żalu w głosie. Nie jest mi ich w ogóle szkoda, chcieli mnie zabić, więc teraz niech cierpią. Może to grzech tak myśleć, ale... no cóż.
- Zabiłeś ich? Jesteś mordercą? - unosi głos na co lekko podskakuje. Zawsze się tego bałem, krzyczał na mnie, gdy wspomniałem o matce albo nie przestrzegałem zasad Erudyty.
- Nie. Tylko pogoniłem, ale chyba mogą się wykrwawić jeśli nie zatamują krwawienia - uśmiecham się mściwie. Patrzy na mnie surowo, jednakże uspokaja się i zaczynamy rozmawiać na różne tematy. Tak dobrze nam się rozmawia, że nie zauważ kiedy jest godzina ósma wieczór. Zaraz muszę być w siedzibie, a nie zdążę tam piechotą!
- Co... już musisz wracać? - widzi, że jestem trochę zestresowany. - Okej, może jeszcze kiedyś się spotkamy? Cześć... - żegna się ze mną, więc tylko przytakuje i wychodzę na wielką ulewę. Wspinam się na tory, w oddali zauważam światła i pociąg przelatuje mi przed nosem. Wskakuje do jednego z przedziałów, czuję, że serce bije mi szybciej. Nie spodziewałem się takiej reakcji ze strony ojca. Myślałem, że będzie wkurzony, nie wpuści mnie, a jednak... Przylegam do ściany, przymykam oczy delektując się tym wszystkim. Powietrze wieje mi w twarz, jest dosyć zimno. Pociąg się powoli zatrzymuje, więc wstaję i wyskakuje z rozpędu na dach. Upadam na żwir, który lekko obdziera moje spodnie. Do sypialni docieram, gdy jest już całkowicie ciemno. W centrum siedziby nikogo nie ma, wszyscy poszli spać. Tylko Percy chwieje się z butelką Whisky w ręku. Podchodzę do niego i biorę pod ramię.
- Chodź. Impreza już się skończyła, nie pij więcej - rozkazuje, a on chucha mi twarz. Alkoholem śmierdzi na kilometr, próbuje oddychać ustami. Denerwuje mnie śpiew szatyna, ale jest moim przyjacielem. Nie mogę go tutaj tak zostawić, jeszcze spadnie w przepaść i się zabije. Ledwo go utrzymuje, ciężar ciała jest zbyt wielki. Powoli docieram pod drzwi, kopię je tak mocno, że wszyscy w środku się budzą. Rzucam Percy'ego na łóżku, zabieram mu butelkę i wyrzucam ją do śmieci.
- Ej, to moja przyjaciółka! - krzyczy chłopak. - Nie rozdzielaj nas! Błagam!
Ignoruje go i kładę się na materacu nawet nie przebierając się w piżamę.
- Chodź. Impreza już się skończyła, nie pij więcej - rozkazuje, a on chucha mi twarz. Alkoholem śmierdzi na kilometr, próbuje oddychać ustami. Denerwuje mnie śpiew szatyna, ale jest moim przyjacielem. Nie mogę go tutaj tak zostawić, jeszcze spadnie w przepaść i się zabije. Ledwo go utrzymuje, ciężar ciała jest zbyt wielki. Powoli docieram pod drzwi, kopię je tak mocno, że wszyscy w środku się budzą. Rzucam Percy'ego na łóżku, zabieram mu butelkę i wyrzucam ją do śmieci.
- Ej, to moja przyjaciółka! - krzyczy chłopak. - Nie rozdzielaj nas! Błagam!
Ignoruje go i kładę się na materacu nawet nie przebierając się w piżamę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Svolon - nazwa firmy produkującej buty. Istnieje ona tylko w społeczeństwie zbudowanym na ruinach Chicago.Hej :D To już druga część bloga, mogę zacząć pisać. Jak widzicie jest zwiastun i nowy szablon. Jak Wams się podobają? Mi bardzo :'3 Rozdział dosyć krótki i chyba za dużo się dzieje, ale mam nadzieje, że się spodoba.
Percy <3
OdpowiedzUsuńZwiastun i szablon są super :3
Strasznie mi się rozdział podoba :'D
Tumtumtum :') Weeny :3
Tak bardzo Percy :'3
UsuńCieszę się :D
Dzięki ^^
Fenk ju :)
O szablonie sie nie wypowiem, bo jestem na tel. Zwiastu widzialam, wiecwiesz, ze mi sie podoba. ;3
OdpowiedzUsuńKoncowka mi sie podobala. " - Ej, to moja przyjaciółka! - krzyczy chłopak. - Nie rozdzielaj nas! Błagam!" :'). Czemu on ich rozdzielil? :( jak on mogl. On nie ma serca! XD
Mi rozdzial opdpowiada. :)) czekam na nastepny.
Pozdrawiam i weny. xx
Świetnie :'3
UsuńDziękuje :D No cóż... Tony to taki zbir. XD
Dzięki :'3
Czeeeść :3
OdpowiedzUsuńTutaj będzie komentarz!
Łohohoł... Szkielecik się postarała *0* Zajebiastyczny szablon i główny bohater też ^^ <3
Zwiastun się świetny :'3
To wielki zaszczyt, że Panna Zgredkowa tutaj komentuje. Tak, Szkielecik się postarała. XD Dziękuje i czekam na komentarz.
UsuńPierdzielisz! Jaki tam zaszczyt? :D
UsuńO w mordeńkę :o Nie spodziewałam się, że odwiedzi swojego ojca... Ale mnie zaskoczyłeś... To nie fair! Ja nie umiem nikogo zaskakiwać! -,- <3 Bijemy się z bezfrakcyjnymi B| Taki niegrzeczny B| Ej! Już go lubię :D O w mordę jeża! Percy, taaak :3 No i po co ich rozdzieliłeś? :o Taka piękna przyjaźń :') Bez jaj! Czy tylko ja robię tyle emotek? XD No okej... Może przejdę z powrotem do rozdziału? Tony jest na pierwszym miejscu *0* Ja pierdziu... Jestem z niego dumna <3
Zajebiaszczy rozdział :3
Zabije cie śmiertelnik!!! Coś ty zrobił Percy mu, ja się pytam. Nie wiem czy to ciebie zastrzelić z łuku czy mojego braciszka. Przepraszam za takie słownictwo ale jestem tak wkurzony ( czyt. Wkur***na). Percy pijakiem? Ja na to nigdy nie pozwolę. Kiedy pojadę na obóz tak mu na robie w głowie że nawet Dionizy mu nie pomoże.
OdpowiedzUsuńTak to jest jak dla mnie najlepszy rozdział jaki napisałeś. :)
Córka Posejdona , Ania ^^
Tak bardzo dziękuje :D No cóż... Percy ma powody do picia. xD Jest szczęśliwy z pewnego powodu, ale to kiedy indziej.
UsuńPrzepraszam za błędy językowe ale pisze z tel.
OdpowiedzUsuńZaczyna się interesująco. Piękne opisy Weny życzę!! ;**
OdpowiedzUsuń