- Puść mnie - cedzę przez zaciśnięte. Cantor zaczyna się śmiać i spoglądać na swoich kolegów, którzy są w podobnym nastroju. Za sobą słyszę kroki i już po chwili uchwyt się poluźnia, a przeciwnik zostaje przywarty do ściany przez Eda. Uderzam jednego z pomocników Cantora w gardło. Ostatniego obezwładnia, któryś z moich wybawicieli. Podchodzę do oprawcy i uderzam go z pięści w twarz.
- Myślę, że frakcja przeżyje to, że na jakiś czas stracisz tą buźkę... - uśmiecham się szyderczo i odchodzę w widowiskowym stylu. Przychodzi reszta, Cudo zabiera nas do tego samego pomieszczenia, w którym byliśmy wczoraj i zaczyna tłumaczyć to co według niego jest najważniejsze.
- Wywołana osoba ma wejść do pomieszczenia, w którym będę na nią czekał. Tam podłączę was do urządzenia i sprawdzę, jak radzicie sobie z własnymi lękami - mówi jednym tchem. Głośno przełykam ślinę. Pierwszą wywołaną osobą jest Elly. Brunetka ma słabą psychikę, więc obawiam się, że na końcu tego etapu może odpaść. Mija dziesięć minut - nie wraca. Mija piętnaście - też nie. Dopiero po następnych pięciu minutach wychodzi z pomieszczenia. Jest roztrzęsiona, wzrok ma nieobecny. Wszyscy jesteśmy zdziwieni jej postawą. Kręcę głową powtarzając sobie, że wszystko będzie dobrze i dam radę. Nie mogę się załamać w takiej chwili. Muszę pokazać, że jestem silny!
- Tony, zapraszam - mówi trener, więc zwracam głowę w jego stronę. Wstaję i wkraczam do kolejnego pokoju. Zatrzaskuje białe, zlewające się z tłem drzwi. Siadam na fotelu dentystycznym bardzo podobnym do tego stojącym w sali, w której przeprowadza się testy predyspozycji. Przypominam sobie swój wynik, to co przeżywałem, gdy dowiedziałem się, że jestem Niezgodny. Ja okłamuję wszystkie osoby, które znam. Instruktor podłącza do mojego ciała elektrody i podaje fiolkę z zieloną cieczą, którą zapewne mam wypić.
- Do dna - uśmiecha się przyjacielsko, więc wypijam duszkiem całą zawartość. Moje powieki robią się ciężkie, oddalam się od prawdziwego świata i zagłębiam w zupełnie inny...
Leżę przypięty pasami do stołu. Nade mną stoi grupka chytrze uśmiechniętych osób oblewających mą twarz zimną wodą.
- Och, obudziłeś się - słyszę głos Elly. W jej ręku zauważam ostrze, które przykłada do mojego policzka. Lekko go rozcina, szkarłatna ciecz spływa na moją szyję, a potem wchłania ją koszulka. To miejsce przeszywa mały ból. Nie wiem o co im chodzi i czemu to robią. Próbuje się wyrwać, a wtedy Percy odcina kawałek skóry mojej lewej ręki. Ktoś podaje mu sól, którą on sypie na ranę. Wielki ból przeszywa moje ciało. Krzywię się i zastanawiam w jakim celu mnie torturują. Kolejna fala bólu, tym razem przechodząca przez całą rękę. W moich oczach pojawiają się łzy, jednakże nie chcę pokazywać, że jestem słaby. Moi oprawcy rechoczą jakby oszaleli. Wymyślają kolejne sposoby tortur. Czuję się jakby mnie podpalali, czy bili batem, a ja nie mogę nic zrobić. Po części właśnie tak jest. Ktoś leje mnie benzyną, więc zamykam oczy i próbuje się wyrwać. Ręką ledwo sięgam do tylnej kieszeni spodni, coś w niej jest. Wyciągam pineskę w momencie, gdy podpalają moje spodnie. Pieczenie jest wielkie, nogawki od razu się zapalają i lecą w górę. Pasy całkowicie płoną, wiec wykorzystuje tą okazje. Kopię w czułe miejsce jednego z przeciwników. Kilka osób zaczyna mnie kopać i wbijać noże w różne części ciała. Sycząc, zatapiam małe ostrze w oku jednego z nich. Ta osoba łapie się za obolałe miejsce i zaczyna biegać i piszczeć. Zachowuje się, jak totalny wariat. Płomienie docierają do brzucha. Ściskam spalony materiał spodni i przykładam go do ostatniego pasa przy klatce piersiowej i szyi. Jestem wolny. Kopię dwóch na raz podpalonymi nogami. Ból jest nie do wytrzymania! Czuję, że zaraz zemdleję albo nawet odejdę z tego świata. Teraz już nie powstrzymuje płaczu. Krzyczę i pozwalam łzom znaleźć drogę ucieczki. Załatwiam pozostałych, opadam na kolana i zasłaniam twarz. Już po wszystkim. Żyję, bo to wszystko nie jest prawdą. Dopiero teraz to zrozumiałem.
I nagle wszystko ustaje. Nic mnie nie boli. Odsłaniam twarz, otwieram oczy. Jestem w jakimś ciemnym tunelu. Na głowie mam kask z latarką. Jest tutaj strasznie wąsko i ciężko się poruszać. Mam klaustrofobię. Za mną coś się wali, piasek sypie się z sufitu sięgającego małej latarki. Boję się, że jeśli się poruszę to utknę. Ale jeżeli tego nie zrobię to zostanę zasypany kamieniami i zginę. Zaczynam się pocić, trząść i rozmyślać co zrobić. Lawina się zbliża, zamykam oczy i mówię sobie, że to wszystko nie jest prawdą. Uderzam z pięści w obie ściany tunelu, które od razu się rozszerzają. Normalnie nie mam takiej siły, ale teraz... Ruszam coraz szybciej, lęk staje się coraz mniejszy aż w końcu...
Stoję osłupiały. Otacza mnie ciemność, nic nie widzę. Tylko lampa wisząca nad moją głową, rozjaśnia miejsce, na którym stoję. Coś cicho piszczy, szybko biegnie w moją stronę. To nadchodzi z każdego kąta pomieszczenia. Próbuje się uspokoić i rozpatrzyć co może chcieć mnie zaatakować. Odpowiedź otrzymuje kilka sekund później, gdy wielki, brudny szczur kanałowy zaczyna wspinać się po mojej nogawce spodni. Oddycham szybciej, serce przyśpiesza rytm swojego bicia, włoski stają dęba. Przychodzą inne szczury, które zaczynają mnie gryźć. Chwytam jednego i gdzieś wyrzucam. Znowu nadbiega. Wyobrażam sobie, że w ręku mam pochodnię i zapałki. Ponownie otwieram oczy i podpalam patyk owinięty szmatką. Odstraszam zwierzęta czerwonym ogniem, który w końcu wygaśnie. Nie mogę bronić się bez końca, niedługo mogę zginąć.
Otwieram brązowe oczy. Nade mną stoi zaniepokojony trener.
- Jak to zrobiłeś? - pyta. Usta ma zwężone i widzę, że jest wściekły.
- Ale co? - patrzę na niego pytająco. Nie rozumiem o co mu chodzi.
- Zachowałeś świadomość... w symulacji to niemożliwe - tłumaczy.
- Nie wiem - odpowiadam krótko i wychodzę z pomieszczenia. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Być przestraszony? Może zrobiłem coś złego i grozi mi niebezpieczeństwo? A co jeśli dowiedział się, że jestem Niezgodnym? Uciekać, czy na razie pozostać w siedzibie? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. A jeżeli już są to takie, które nie są do końca pewne. Kieruje się do sypialni. Kiedy tam wchodzę, widzę jedynie zrozpaczoną brunetkę. Siadam na brzegu jej łóżka.
- Co tam było takiego strasznego? - pytam.
- Wszędzie były pająki. No i Arthur zginął. I w ogóle... Dużo tego. - przyznaje.
- Ale to wszystko nie jest prawdą! - parskam. Nigdy nie umiałem uspokajać ludzi i nie sądzę, żeby mi się kiedykolwiek to udało, ale mam dziwną ochotę posiedzieć z nią tutaj.
- Jak to? To takie realne. A ty się nie bałeś? - jest zaskoczona tym stwierdzeniem. To dość dziwne... Ona uważała to wszystko za prawdę, a ja tylko na początku. Potem zauważyłem, że to wszystko nie jest realne i mogę zrobić co chcę. Wyobrażę sobie, że mam zestaw ostrych i połyskujących noży i już je mam. Nagle do pomieszczenia wkracza Sarah. Jest zamyślona i lekko zdenerwowana. Podchodzę do niej i cicho zadaje jej pytanie.
- Byłaś pewna, że to coś było prawdą i poradziłaś sobie lepiej od innych?
Ona, z lekka zaskoczona, przytakuje. Jej usta dziwnie drgają, w oczach pojawiają się łzy, których za wszelką cenę nie chce uwolnić. Szukają ucieczki, gdyż skrywane były przez te wszystkie lata w klatce. Były traktowane niczym niechciany potwór, który był wypadkiem jakiegoś eksperymentu. Czarnowłosa chciała być twarda i nigdy nie pozwoliła im uciec. A teraz... spływają po jej policzkach.
- Jestem niezgodna - szepcze przerażona. Te słowa mnie zatykają. Ona też. Nie jestem sam. Powinienem być szczęśliwy, jednak nie... Ja nie chcę, żeby ktoś inny był zagrożony. Martwię się o ludzi, jak altruista, którego noszę w sobie cechę. Bezinteresowność zawsze była ciężka do nauczenia i zrozumienia. Inteligencja nie była moją pasą. Byłem do nauki zmuszany i urodziłem się tam. A odwaga, Nieustraszoność, wolność - to jest świetne, ale ma swoją cenę, którą może być nawet życie.
Nie mam odwagi. Nie posiadam tej cechy. A jednak... test pokazał co innego. Gdybym ją miał to właśnie teraz powiedziałbym prawdę, przyznał się. Biorę głęboki wdech, wypuszczam powietrze i odpowiadam.
- Ja też.
Niby dwa krótkie słowa. Powiedziałem jej. Ulżyło mi, ciężar spadł z mojego nieczystego serca, które przeżyło już wiele niebezpiecznych bić. Przyczyniło się do wielu kłamstw z mojej strony. Gdyby wygasło... Co doprowadziło mnie do takich myśli? Otrząsam się. Nie mogę. Muszę cieszyć się z życia jakie wybrałem.
Rozszerza oczy ze zdumienia. Po chwili na jej twarzy pojawia się smutny uśmiech i do pokoju wchodzi Percy Jackson.
- I jak poszło? - Rozluźniam atmosferę wykorzystując jego przyjście.
- Myślę, że dobrze. Pierwszy lęk był naprawdę straszny. Moja siostra była przypięta do torów. Nadjeżdżał pociąg, więc skoczyłem z dachu, odpiąłem ją i zabrałem ze sobą. O włos - uśmiecha się przyjacielsko. - Dobra. Ja uciekam na bagna. Romantyczna randka... Będziemy grać w wojnę z innymi chętnymi - chichocze. - Idziecie?
- Wiesz... jakoś nie mam ochoty - stwierdzam. - Idę się przejść. Przepraszam.
I wychodzę zatrzaskując za sobą drzwi. Ciekaw jestem, ile jeszcze potrwa to sprawdzanie psychiki. Pewnie jeszcze do wieczora tam będą siedzieć. Nagle słyszę huk, więc odwracam się za siebie i widzę rudowłosą dziewczynę. Jakieś papiery porozrzucane są dookoła. Podchodzę i spoglądam w jej piękną twarz. Megan Odair wygląda na wściekłą. Pomagam jej zebrać papiery, słyszę ciche podziękowania, po czym odchodzi, a ja nie mam szans na rozmowę. Nagle ktoś chwyta mnie za ramię i uśmiecha się serdecznie.
- Lucy - mówię beznamiętnie. - Cześć. - Widać, że się zmieniła. Jej bardzo różowy kolor stał się jaśniejszy, a nawet taki pomarańczowy. Wygląda dużo ładniej i chyba wydoroślała, bo jeszcze niedawno była szaloną, dziecinną osóbką, która podskakiwała na moim ramieniu i skakała, jak konik polny.
- Hej, hej, czołem! Jak się podoba mój nowy kolor? Ooo... Śnieżek! Znalazłeś się! - Spod szafek wyskakuje tak dobrze mi znany biały królik, pupil Lucy. W frakcji zna go praktycznie każdy. Jest bardzo miłym i potulnym zwierzakiem, który zawsze skacze przy boku różowej. Chyba, że schowa go w domu.
- Jest ładny. I... po przyjacielsku... jesteś ładna - drapię się po głowie chwaląc jej wygląd.
- Och, dzięki! - Całuje mnie w policzek i odchodzi.
Zastanawiam się co zrobić, żeby się nie zanudzić na śmierć. W końcu nie mogę tutaj stać bez końca. Mogłem pójść na tą walkę, lubię te ćwiczenia. Niestety, etap fizyczny został zakończony, a rozpoczęto psychiczny.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej! Rozdział miał być wczoraj, ale uczyłem się na coś, co jest na 29! Cóż...
Hej! Rozdział miał być wczoraj, ale uczyłem się na coś, co jest na 29! Cóż...
Rozdział jest krótki, jednak mam nadzieje, że się spodoba. Starałem się napisać dzisiaj i wyszło takie coś.
Pozdrawiam i dziękuje za komentarze i obserwacje pod poprzednim rozdziałem! Liczę, że będą one pojawiać się w następnych, jak i w tym!
Pierwsza! <3
OdpowiedzUsuńTak tu będzie komentarz, ale wpierw skomentuję poprzedni rozdział XD :3
Nie jest krótki. Jest w sam raz. Jakby był dłuższy nie chciałoby mi się czytać. Mam lenia i dużo czytania opowiadań. XD YT chyba sobie dzisiaj odpuszczę. XD
OdpowiedzUsuńEm.. to tak. Jestem jak Tony, bo też nie umiem pocieszać, a zawsze próbuję to robić. So Tony... PJONA! XD
Czo tu jeszcze. Ładnie wszystko opisałeś według mnie, bla, bla, bla.
Sarah też niezgodna? Przynajmniej Tony nie jest sam. xd
Lucy jest taka fajna. ;3
NANANANANANANANA TO CHYBA WSZYSTKO, WIĘC
POZDRAWIAM I WENY. XX <3
:D Dziękuje za komentarz.
UsuńTyryryryryry :'D
OdpowiedzUsuńSztosik i w ogóle aale do tego rozdziału wrócę później jeszcze raz bo wszystkie blogi mi się mieszają D: czytanie wszystkich blogów po kolei nie jest fajne ;-;
Bajo!
Dzięki.
UsuńRozdzial jest super. Pisz nastepny rozdzial, kazdy czeka ;3
OdpowiedzUsuńNawet przez chwile nie mysl o usunieciu.
Dzięki :)
UsuńKiedy rozdzial? ;c
OdpowiedzUsuńOmomomom Tony nie jest sam.
OdpowiedzUsuńLucy jest taka pozytywnie zakręcona:*
Nwm co jeszcze napisać ;)
Rozdział bardzo fajny.
Dzięki :)
Usuń